Od czasu do czasu każdy musi odpocząć. Nawet polityk. Jarosław Kaczyński tradycyjnie pojedzie nad Zalew Szczeciński łapać komary. Wróci pogryziony. Czym to może się skończyć, wyjaśniać nie trzeba. Przed małymi złośliwymi owadami płci żeńskiej nie ochroni go Grom Group, SOP i Policja, no chyba, że zamkną go w szczelnym kokonie – w takiej przenośnej ulicy Nowogrodzkiej. Jednak z pewnej perspektywy Prezes PIS-u może uważać się za wybrańca i człowieka szczęśliwego. Nikt nie zhackuje mu laptopa, nie włamie się na tiktokowe konto i nie ukradnie prawa jazdy. Komputera przypilnuje byczek z partyjnej ochrony, a o chińskim socialu z zabawnymi filmikami zapewne nigdy nie słyszał. Wszyscy pozostali, bez rozbudowanej straży przybocznej w czasie wyjazdów wakacyjnych muszą zatroszczyć się sami o własne bezpieczeństwo. Jak powinno wyglądać te cyfrowe? Oto kilka wskazówek.
Chroń dane
Nie zabieraj na wakacje swojego komputera. Jeśli zawiera on cenne dane, może stać się atrakcyjnym łupem dla różnej maści agencji wywiadowczych. Dziennikarzy oraz aktywistów pozarządowych szkoli się, aby takiej maszyny nie spuszczać z oka przez całą dobę. Hotelowe sejfy nie gwarantują bezpieczeństwa. Montuje się je po to, aby chronić sprzęt przed kradzieżą, zazwyczaj ze strony personelu. Potencjalnego przeciwnika nie będzie jednak interesować samo urządzenie tylko jego zawartość. Komputer powinien też być sprawdzony pod kątem aktywnych zabezpieczeń. Zadbajcie o to, aby chroniło go skomplikowane hasło a w usługach takich jak Facebook czy Twitter powinno być włączone MFA – uwierzytelnienie dwuskładnikowe. Warto też zatroszczyć się o komfort wpisywania haseł, tak, aby nie obserwował was nikt postronny (w tym kamery monitoringu). Jeśli kogoś to nie przekonuje, to warto pogadać z Michałem Dworczykiem.
Bezpieczna łączność
Jeśli już jednak jakiś komputer lub tablet ze sobą wziąć trzeba, to powinna to być maszyna bez danych na pokładzie, oferująca dostęp do podstawowych zbiorów danych w chmurze. Z tą chmurą trzeba się jednak jakoś połączyć. W ramach roamingu UE nasze cyfrowe zabawki mogą skorzystać z Internetu udostępnianego przez telefon. Co jednak zrobić, gdy wybierzemy się gdzieś dalej? Powszechnie odradza się korzystanie z sieci hotelowych. Specjalista nie będzie miał problemu z włamaniem się na słabiej zabezpieczony sprzęt, podłączony to takiej sieci. Co zrobić? Jak żyć? Można kupić lokalną kartę SIM. W mniej „ciekawych” krajach może to wiązać się ze zgodą na zeskanowanie naszego paszportu. Rozwiązaniem jest VPN. Tworzy on szyfrowane połączenie z jakimś bezpiecznym węzłem np. w Szwajcarii albo Polsce, uniemożliwiając proste podsłuchanie naszej łączności. Sieć hotelowa będzie wówczas tylko pośrednikiem. Przy logowaniu do takiej sieci, proszeni też jesteśmy o uwierzytelnienie: zgodę na regulamin, podanie adresu email czy jakieś inne dane. Tu warto kłamać. Wpisywać fałszywe dane, choć trzeba wziąć poprawkę na to, że w „ciekawych” krajach może to mieć pewne konsekwencje. Warto to sprawdzić wcześniej, jaka praktyka tu obowiązuje.
Ile to kosztuje? VPN-a zwykle można wykupić sobie na jakiś czas. Ceny abonamentów oscylują w granicach kilku euro za miesiąc. Generalnie usługa ta powinna być używane stale, niezależnie od wakacji, na wszystkich naszych urządzeniach. Jeśli nie zainstalowano Wam Pegasusa, to dzięki VPN-om Maciej Wąsik nie dowie się z czym łączy się Wasz telefon.
Jaki VPN kupić? Tu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Wybierajcie te, renomowane. Które dają gwarancję nieingerencji w łączność klienta. Temat trzeba śledzić, co dla ludzi, którzy na codzień nie siedzą w temacie nowoczesnych technologii może stanowić barierę nie do pokonania. Sam korzystam z ProtonVPN – szwajcarska usługa, polecana aktywistom w krajach o dużym stopniu kontroli Internetu.
Naprawdę odpocznij
VPN-y zwykle mają też jeden „plus dodatni”. Pozwalają na korzystanie z treści z blokadą regionalną. Jeśli więc chcecie oglądać polskie seriale na Netflixie czy Disney+ będąc za granicą, to dzięki VPN-owi będzie to możliwe. Warto jednak w czasie wakacji odstawić media cyfrowe na bok. Badania pokazują, że bez nich efektywność naszego odpoczynku będzie większa.
Tekst pierwotnie ukazał się w peridyku POInformowani